avenarius avenarius
76
BLOG

...a ateistów mnogość.

avenarius avenarius Polityka Obserwuj notkę 8
Tekst jest reakcją na wpis Kub'y (Kub'a?), 
Jeden Naród, jedna Wiara, jeden Kościół.

Autorowi postawa Episkopatu wobec perspektywy nie wliczania stopnia z religii do 
średniej posłużyła za dowód, że między Rydzykiem a Bonieckim nie ma zadnej istotnej różnicy.

Zacznę na ostro - wyjątkowo toporne to rozumowanie.

Mógłbym w ten sam sposób władować do jednego wora S.Lema, B. Russella, J.Woleńskiego i TYPOWEGO polskiego antyklerykała - czyli bynajmniej nie profesora uniwersyteckiego, jak chcieliby prorocy ateizmu, lecz agresywnego żula z bramy. Nie byłoby trudno znaleźć jakąś sprawę, w której wyżej wymienieni pozostaliby zgodni.

Sądzę, że lepiej schowac trąby na inną okazję - gdy naprawdę będą potrzebne.

A przede wszystkim przebija jakoś przez to larum rozczarowanie - że katolicy postępowi nie są aż tak antykościelni, jak by się chciało. Cóż za zdrada podła!


A teraz do rzeczy. Chociem katolik, to sądzę, że religia wliczana do średniej miałaby sens tylko wtedy, gdyby wreszcie przestać udawać, że na lekcjach religii dokonuje się rzeczywiście katechetyczne wprowadzenie w misterium Kościoła. To oczywiście bzdura - nic podobnego się nie dzieje. Wydaje się natomiast, że między religioznawstwem, którego obawiają się autorytety koscielne, a ową fikcyjną introdukcją w życie Kościoła, którą postulują oderwani od życia twórcy programów katechetycznych można by całkiem dobrze umieścić coś, co nazwać można eklezjologią albo jakoś inaczej, a co zawierałoby suche i konkretne informacje dotyczące roli jaką chrzescijaństwo odegrało w dziejach Europy i tego, jak samo siebie spostrzega.

Nie miałoby to na celu wytwarzenia w uczniu jakiejkolwiek postawy, choć to, co tu piszę brzmi jak horrendum dla pedagogów. Dostarczałoby mu natomiast wiedzy pozwalającej m.in. na zrozumienie obrazów Rembrandta, układu katedr, książek Eco, stanowiska Kościoła, w spawie kary śmierci itp. Byłby to - można by rzec - koscielny odcinek frontu w wojnie z grożacym schamieniem i wyalienowaniem z europejskiej kultury.

Skądinąd działałoby to w obie strony - poskramiałoby zarówno harce bałwanów, którzy twierdzą, że w imię wierności Bogu należy odrzucić ewolucję i neurofizjologię jak i "luminarzy" domagających się w imię wierności nauce wyrzucenia Kościoła. (Że też nigdy te dwa gangi nie umówią się na jakąś "ustawkę", gdzie mogłyby się wzajemnie wykrwawić w jałowych polemikach!)

Tak zdefiniowany przedmiot nie byłby podatny na lamenty dotyczące "stawiania stopnia z wiary, która jest prywatną sprawą każdego człowieka". Niezależnie od osobistej wiary można się chyba zwyczajnie nauczyć symboliki związanej z liturgią rzymską. To ma tyle wspólnego z wkraczaniem w sferę prywatną, co uczenie na historii dlaczego pitagorejczycy unikali bobu, choć to też religia. Można się tego nauczyć, można z tego odpytać i można stopień postawić. Tak stopień spokojnie wliczyłbym do średniej.

Obawiam się jednak, że u podłoża upierania się przy ocenie z religii leży zupełnie fałszywa nadzieja, że taka ocena poprawi dyscyplinę na lekcjach. Faktem jest, że katecheta jest tu w jeszcze gorszej sytuacji niż pani od plastyki, pan od zajeć praktycznych i inni nauczyciele tzw. "michałków". Stąd marzeniem katechetów jest zapewne trzymać w ręku taki sam straszak jak
pani od fizyki czy biologii, która może ucznia zwyczajnie za brak postępów oblać.

Ponieważ zaś to nierealne, to chciałoby się chociaż móc zdyscyplinować średnią ocen. Niestety, zazwyczaj Ci, którzy sfrustrowanych księży i znerwicowane katechetki kosztują najwięcej stresu mają zupełnie w nosi, czy ich średnia będzie wynosiła 3,24 czy 3,17.
Nie sądzę, też by reszta kadry nauczycielskiej milkła z szacunkiem, gdy katecheta otworzy usta w czasie rady pedagogicznej tylko dlatego, że może taką średnią obniżyć lub podwyższyć.


avenarius
O mnie avenarius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka